Slow food a zmiana świata

Dziś, w trakcie przyrządzania drugiej w moim życiu pizzy na zakwasie (polecam!) uświadomiłem sobie dobitnie o co chodzi w ruchu slow food.

Pewnie to jest jakaś oczywistość, o której nie wiem, gdyż to co wiem o slow food ogranicza się do zdroworozsądkowego domysłu, jednak według mnie związek slow food z żywnością jest całkowicie, ale to zupełnie pośredni. Żywność jest środkiem. Celem — restauracja (nomen omen) więzi.

Od lat mój społeczny radar zdaje się dławić i popiskuje ledwie gdy nastawię go na częstotliwość odczuwania relacji między ludźmi. Na przykład nadmiarowość konfliktów wynika po części z marazmu — konsumpcyjnego niespełnienia. Mówiąc — niespełnienie, mam na myśli „normalne, poprawne i zalecane” progi posiadania, które są dla większości nieosiągalne — choć w pomroku kuszeni, dążymy do ich osiągnięcia, popadając we frustrację; mam także na myśli miejsce zajmowane w relacjach społecznych, stopień osiągnięć, status społeczny, których poziomy osiągnięte przez nas, zwykle są dla niewystarczające, jesteśmy wciąż nienasyceni, niezadowoleni, co gorsza bliscy również (żyją wśród tej samej presji i opresji).

Slow food sposobem na różnicę?

Slow food jest sposobem na odradzanie tych relalcji, celebruje się nie tylko posiłek, ale także proces przygotowania a nawet staranne zrównoważone zakupy, wspólnie planuje się budżet żywnościowy i wdraża automatyzmy, żeby organizacja żywności nie zdominowała całego wolnego czasu. W tych czynnościach da się odnaleźć to, czego coraz mniej w dzisiejszych zabieganych relacjach, w rodzinach pokrzywionych stresem.

Tryb życia związany ze slow food nie różni się zapewne niczym szczególnym ani kluczowym od tego jak wyglądało życie rodzin plemion koczowniczych. Było wspólne zdobywanie i konserwowanie żywności, by wystarczyła na dłużej. Było wspólne oprawianie, przyrządzanie i spożywanie posiłków.

Slow food jest powrotem treści, która może budować rodzinną tkankę i… cóż przyjemnie wypełniać żołądek.

Uzdrowione relacje to potrzeby wyższego rzędu, a znacząco mniejsza i mądrzejsza konsumpcja to nie regres gospodarczy, tylko rzeczywisty rozwój. A rzeczywistym rozwojem nie nazywam nieskończonego wzrostu gospodarczego, tylko bezpieczny świat stabilnych wartości, a nie plastikowych potrzeb.